Świat się
zmienia, Rosja też. Po godzinie 21 możemy mieć problem, bo oficjalnie alkoholu
sprzedawać już nie wolno. Nie znaczy to oczywiście, że nie da się go kupić, ale
trzeba się nieco wysilić. A tak na serio, to Prawdę, Dobro i Piękno można
znaleźć wszędzie, nawet na własnym podwórku, nawet w panu Mietku spod
monopolowego, zależy jak sobie te wartości zdefiniujemy. Mi się wydaje, że są
ukryte w Naturze. Takiej przez duże N, która nas zwala z nóg. Albo z rowerów.
Na Bajkale czyni to całkiem dosłownie. Wystarczy że mocniej powieje, a wywrócić
się może nawet samochód terenowy, o rowerze nie wspominając. Stajesz w obliczu
takiego żywiołu, zdany na jego łaskę i niełaskę i co masz zrobić? Tylko przyjąć
w pokorze swoją małość. Czy to jest prawdziwe, dobre i piękne? Według mnie tak.
Podróż to
generalnie inny stan świadomości, czas, kiedy odrywamy się od codziennych
problemów, ograniczając się do zaspokajania najprostszych potrzeb. Wtedy
naprawdę dużo łatwiej dostrzec coś, czego na co dzień nie widzimy, zastanowić
się nad sobą, odetchnąć. To bardzo oczyszczające doświadczenie, gigantyczny
zastrzyk energii, ładujący baterie na cały rok. Jest mi wtedy łatwiej zobaczyć
te trzy rzeczowniki, a w domu by je odnaleźć potrzebuję wódki.
Największe wrażenie
zrobiła na mnie Wasza wyprawa po zamarzniętym jeziorze, siódmym co do wielkości
na świecie – Bajkał Ice Trip. W naszym kraju podróż na Syberię, zwłaszcza zimą,
kojarzy się raczej z zesłaniem niż z formą spędzania wolnego czasu… Skąd pomysł
na tak ekstremalną wyprawę?
Mieszkałem na Syberii przez pół roku, studiując
wschodoznawstwo w Irkucku, 60km od brzegu Bajkału. Przez ten czas przeszedłem
kilkaset kilometrów w okolicach jeziora i się w nim po prostu zakochałem.
Owszem, to miejsce zesłania tysięcy Polaków, ale także kraina gdzie dobrowolnie
się osiedlali, albo wracali po katordze. Jest nawet wieś, której mieszkańcy
wciąż mówią po polsku – to potomkowie osadników, a nie męczenników! Nic bardziej ich nie irytuje niż współczucie
turystów, którzy wmawiają im, że żyją na „nieludzkiej ziemi”. Syberia to
wspaniała kraina, potężna przyroda, świetni ludzie, mistyka, oraz specyficzny
etos – coś czego nie znajdziemy nigdzie w Europie. Po powrocie z wymiany
studenckiej Bajkał śnił mi się po nocach, a właściwie od początku wiedziałem,
że chcę go przejechać rowerem. Najpierw trzeba jednak było zebrać doświadczenie
i sprzęt, żeby móc porwać się na takie przedsięwzięcie. Zajęło to 5 lat.
Nie baliście się, że
lód pod Wami pęknie?
Nieszczególnie. Lód ma od 0,5m do 1 m grubości, także bez problemu
jeżdżą po nim ciężarówki. Sto lat temu położono nawet szyny na jeziorze i
jeździły po nim pociągi, także raczej nie załamie się pod dwójką rowerzystów.
Problemem są szczeliny i miejsca z cieńszym lodem, ale tu po prostu wystarczy
być uważnym. Bardzo nieswojo czuliśmy się podczas nocy na jeziorze, kiedy
trzeszczał pod nami lód, a czasem nawet się trząsł. Jednak szansa, że szczelina
otworzy się akurat pod namiotem, jest czysto teoretyczna.
Jaka była najniższa
temperatura, podczas której jechaliście rowerem i jak przy takiej pogodzie
ubrać się na rower?
Trudno powiedzieć, bo gdy jest naprawdę zimno, to człowiek
nie traci czasu na wyciąganie termometru. Najniższą zanotowaną temperaturą było
-35, ale to już w namiocie, także podejrzewam, ze jechaliśmy w max -30.
Normalną temperaturą do jazdy było od -10 do -20 stopni. Co do ubioru, to
jestem zwolennikiem prostoty – klasyczne 3 warstwy zdają egzamin – bielizna
termoaktywna (z merynosów), polar (z decathlonu:P) i kurtka puchowa na zmianę z
hardshellem (kurtka goretex). Na nogi bielizna i spodnie z gore, buty treki,
dwie pary rękawic – cienkie pod spód i na wierzch puchowe. Do tego zwykła
czapka, kominiarka, gogle, buff. Można te ciuchy oczywiście mnożyć, ale
osobiście uważam że im mniej (a więc lżej) tym lepiej.
Jaki dystans
pokonywaliście jednego dnia?
Przez trzy dni pchaliśmy rowery w głębokim śniegu – wtedy
było to po 12 km dziennie. Chyba dwa razy udało się przejechać 80km, przeciętny
dystans wynosił ok 30-40km.
Czyli czasami warunki
były na tyle trudne, że rower trzeba było prowadzić obok siebie?
Darowaliśmy sobie jakieś 50km na północy, gdzie jezioro było
przysypane półmetrową warstwą śniegu, ten odcinek przejechaliśmy drogą powstałą
przy okazji budowy Bajkalsko Amurskiej Magistrali Kolejowej. Potem zasadniczo
było nieźle, pomijając trzy dni, w których praktycznie nie wsiadaliśmy na
rowery. Zdarzały się też dni, w których pchaliśmy rowery po parę godzin.
Jazda po lodzie
wymaga pewnie specjalnego sprzętu. Jak przygotować rower do takiej wyprawy, aby
koła trzymały się śliskiej nawierzchni, a hamulce spełniały swoje zadanie?
Przede wszystkim opony z kolcami. Można samemu takie cudo
wyprodukować, albo kupić fabryczne, tak jak my. Hamulce nie są szczególnie istotne
– w końcu jedziemy cały czas po płaskim, ryzyko wpadnięcia na pieszego lub
samochód jest raczej znikome, zwłaszcza przy średniej prędkości poniżej 10km/h.
Przednie hamulce odkręciłem zupełnie, bo osadzał się na nich śnieg, natomiast
tylnie v-brake’i po prostu rozpuściłem. Poza tym nie trzeba żadnego
szczególnego sprzętu. Nasze rowery są najzwyczajniejsze na świecie – mój ma
obecnie 17 lat. Na kolejną wycieczkę planuję kupić fatbike, ale to znacznie
trudniejsze niż dobre opony za 300 złotych.
Gdzie nocowaliście i
co jedliście podczas podróży przez Bajkał?
Nocowaliśmy w namiocie na jeziorze lub chatkach myśliwych
stojących przy brzegu. Takie domki są nazywane zimowiami, są ogólnodostępne i
bardzo prymitywne, ale zawsze mają lepiej lub gorzej działający piec, co było
prawdziwym zbawieniem. Jedliśmy głównie liofilizaty wzbogacane kaszą, kuskusem
i radzieckimi konserwami. W czasie dnia posilaliśmy się batonikami
energetycznymi własnej produkcji (przepis można znaleźć na blogu) i cukierkami.
Jaka była Wasza
najbardziej ekstremalna przygoda podczas tej wyprawy?
Być może zawiodę czytelników, ale nie było spektakularnych
przygód. Przeżyliśmy wprawdzie huragan silniejszy niż orkan Ksawery, ale na
Bajkale takie wiatry absolutnie nie są niczym nadzwyczajnym i tak też je
traktowaliśmy. Nie wiem czy złamaną kierownicę można określić mianem
„ekstremalnej przygody”. Najszybciej serce biło mi tak naprawdę po oficjalnym
zakończeniu przejażdżki po Bajkale. Około 1 w nocy wjechaliśmy na brzeg w
miejscowości Kułtuk, skąd trzeba dojechać kilkanaście kilometrów drogą do
stacji kolejowej w Sliudance. Było potwornie zimno, a my po kilkunastu
godzinach jazdy średnio przytomni. Gdy próbowałem uruchomić tylnie hamulce,
okazało się, ze pękła obręcz koła, a wystająca dętka uniemożliwia założenie
v-brake’ów. Zamontowanie przednich w tym stanie nie wchodziło w grę. Tak więc
ostatnie kilometry pokonałem z duszą na ramieniu, jadąc po górzystej,
oblodzonej drodze mogąc hamować jedynie nogami i siłą woli.
Wicher natomiast jako najbardziej ekstremalne przeżycie
wymieniłby pewnie nocną jazdę po Moskwie, która, paradoksalnie, jest dla
rowerzystów dużo bardziej nieprzyjazna niż w dzień.
Co sądzicie o Rosji i
Rosjanach, zwłaszcza tych z Syberii? To prawda, że ludzie żyjący w
ekstremalnych warunkach często potrafią okazać więcej serca od przeciętnego
człowieka, a nawet od bohaterskiego Władimira Putina…?
Od W.W.Putina nikt większego serca mieć nie może, umówmy
się. Ale rzeczywiście, Sybiracy zawsze byli zdani na pomoc sąsiadów, dlatego
wykształcił się tu specyficzny typ wspólnoty i podejścia do innych. Im bardziej
odległa wioska, im trudniejsze warunki, tym śmielej możemy pukać do obcych chat,
z nadzieją, że nie odmówią nam pomocy. Do dziś zresztą zainteresowanie drugim
człowiekiem bywa sprawą życia lub śmierci, bo co zrobić, gdy samochód ulegnie
awarii na środku jeziora? Doświadczyliśmy tego zresztą na własnej skórze –
najpierw zaprosili nas do siebie pierwsi spotkani w wiosce ludzie, a podczas
jazdy po Bajkale właściwie każdy samochód zatrzymywał się, z pytaniem „jak
można nam pomóc”. Zmieniło się to wraz ze zbliżaniem się do tzw. Cywilizacji. A
jeśli pytasz o Rosję ogólnie, to mogę powiedzieć tylko że „ten kraj potężny,
jego step wielki, nie pojmiesz go rozumem choćbyś myślał wieki” i to jest w nim
chyba najbardziej pociągające.
Powiedzcie na zakończenie,
co jest tak wyjątkowego w podróżowaniu rowerem, że to właśnie ten sposób na
życie spodobał Wam się najbardziej?
Prostota. Mając rower, nie musze się właściwie martwić o nic
więcej. Cały dobytek wiozę w sakwach, mój dom jest wszędzie, jestem absolutnie
niezależny. Nie trzeba też za wiele planować – z reguły wystarczy wyznaczyć
sobie początkowy punkt A i końcowy B. To sposób dla mentalnych leniuchów,
takich jak my. Nie lubimy tracić czasu na planowanie, wiedząc, że plany
najczęściej i tak się zmieniają lub biorą w łeb. Oczywiście, ułatwia to też
kontakty z lokalną ludnością, dla której wciąż jeszcze rowerzyści są swego
rodzaju atrakcją. A poza tym, po prostu lubimy jeździć rowerem.
W marcu ukaże się książka o wycieczce po Bajkale, dlatego i
ja, i moi rozmówcy już teraz serdecznie zapraszamy do jej zakupu. Będzie o czym poczytać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz