sobota, 7 lutego 2015

Sławomir Błaszczyk - dyrektor wykonawczy CCC Sprandi Polkowice o swoim zespole, Joaquimie Rodrigezie i ogólnie o kolarstwie


Pracował Pan w różnych zagranicznych ekipach klasy międzynarodowej, jak Milram i Gerolstainer. Ostatnie trzy lata spędził Pan w Katushy, a w nowym sezonie będzie Pan koordynatorem technicznym w CCC Sprandi Polkowice. Niech Pan krótko o sobie opowie. Czym Pan zajmował się w dotychczasowej swojej karierze zawodowej, a za co odpowiadał będzie Pan w nowej ekipie?


Pracę w kolarstwie zacząłem w charakterze masażysty, ale zawsze pociągała mnie tematyka funkcjonowania organizacyjnego wielkich teamów. W ekipie Gerolsteiner zacząłem powoli przejmować sprawy organizacyjne związane z grupą masażystów. Rok później – w Milramie byłem odpowiedzialny za całą obsługę i funkcjonowanie bazy ekipy, by w końcu zostać asystentem managera teamu. Po rozwiązaniu Teamu Milram podjąłem prace w Katushy na stanowisku Dyrektora Wykonawczego. Byłem odpowiedzialny za całą strukturę organizacyjną ekipy. Teraz moim zadaniem będzie przenoszenie moich doświadczeń do struktur grupy CCC.

W Polsce chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy tak silnej drużyny z tyloma świetnymi kolarzami. Co bardzo cieszy, zespół w głównej mierze oparty jest na zawodnikach z naszego kraju. World Tour to cel dla ekipy z Polkowic?

Celem na pewno jest ciągły rozwój i progres ekipy. Nie chodzi tu tylko o rozwój sportowy, ale również organizacyjny. Przy utrzymaniu tego progresu przynależność ekipy CCC do grona World Touru będzie oczywistą konsekwencją. Jednak sam World Tour nie jest celem samym w sobie.

Jakie są w zespole plany i cele na nadchodzący sezon?

Przede wszystkim, kontynuacja dalszego rozwoju ekipy na wszystkich szczeblach.
Oczywiście jako team kolarski mamy ambicje sportowe i chcemy wygrywać jak najwięcej – w skuteczny sposób reprezentować i promować markę naszego sponsora Pana Dariusza Miłka – firmę CCC.

W zeszłym sezonie kibice kolarstwa byli pod wrażeniem występów Macieja Paterskiego – zwłaszcza w prestiżowym wyścigu Glava Tour of Norway  oraz na mistrzostwach w Ponferradzie. Nie da się ukryć, że zawodnik po powrocie do Polski z włoskiej ekipy Liquigas-Cannondale zdecydowanie odżył. Podobną przyszłość można wróżyć Sylwestrowi Szmydowi?

Mimo wielkiego szacunku do obu tych zawodników, nie chciałbym ich porównywać, chociażby z racji różnicy wieku. Sylwek ma ogromny bagaż doświadczeń, jak i wielki talent. Jestem pewien, że będzie bardzo cennym nabytkiem.  

Za granicą Polakowi trudniej jest osiągnąć sukces, czy może na pewnym poziomie w kolarstwie liczą się już wyłącznie posiadane umiejętności? Chodzi mi tutaj zarówno o działaczy, jak i samych zawodników.

Myślę że, narodowość nie ma znaczenia. Oczywiście są kraje, takie jak Włochy czy Belgia, gdzie kolarstwo jest jedną z najpopularniejszych dyscyplin i to właśnie w takich krajach droga do zawodowstwa może być trochę krótsza niż np. w Polsce. Uważam jednak, że wysoka jakość, poziom i konsekwencja przebiją się wszędzie – bez względu na to, z jakiego kraju pochodzą. 

Z jakich swoich osiągnięć zawodowych jest Pan najbardziej dumny?

Może wybiegnę tutaj w przyszłość.  Będę najbardziej dumny, gdy polska ekipa wystartuje po raz pierwszy w Tour de France, a ja będę w jej szeregach.

W jaki sposób Pana zdaniem należałoby wykorzystać sukcesy polskich zawodników, aby kolarstwo w naszym kraju było jeszcze silniejsze?

Mamy mistrza świata. Mamy coraz więcej młodzieży zainteresowanej naszą dyscypliną. Popularność kolarstwa rośnie w mediach i społeczeństwie. Proponuje przestać biadolić i narzekać. Trzeba pracować i konsekwentnie iść do celu, jesteśmy na dobrej drodze.

Kogo chętniej widziałby Pan w swojej ekipie – Kwiatkowskiego, czy Majkę?

To byłby luksusowy dylemat. Najlepiej byłoby mieć obu.

Czy ma Pan czas na to, żeby samemu pojeździć na rowerze? Co jest wyjątkowego w tej formie spędzania wolnego czasu?
 
Tak, mam czas, ale ciągle za mało. Jazda na rowerze to ruch, zdrowie, kontakt z naturą i różnorodność. Można uprawiać kolarstwo jadąc 200 km po górach, ale można też na damce jechać po bułki do piekarni lub na piknik z całą rodziną. Można by tak wymieniać w nieskończoność. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Pracował Pan z wieloma gwiazdami światowego kolarstwa, między innymi ze zdecydowanie największą gwiazdą Katushy – Joaquimem Rodrigezem. Jak ocenia Pan tego zawodnika pod względem sportowym, a jakim człowiekiem jest on prywatnie?

Wspólną cechą wszystkich gwiazd z którymi pracowałem to właśnie zacieranie się granicy między zawodowstwem a życiem prywatnym. Zawodnicy tego formatu są kolarzami, zawodowcami 24h na dobę. Wszystko podporządkowane jest przygotowaniom, startom. Trening, dieta, odpoczynek, wszystko podporządkowane do jednego celu – być najlepszym na szosie.

Rozmawiał: Piotr Kulpa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz